Wieczorem poszedłem na rekonesans. Księżyc do połowy oświetlony przez zachodzące słońce przebijał zza chmur. Ciężkie chmury na południu nie wróżyły nic dobrego, a krwawy zachód dopełniał atmosferę. Z pól stopniowo znikały łany zbóż.
Już tam był, czekał w zapadającym zmroku na skraju łąki. Obserwował.
Następnego dnia, jeszcze w ciemnościach rozłożyłem czatownię, a gdy mgły się przerzedziły zauważyłem spacerujące sarny, a nawet zająca. Jednak odległość nadal była zbyt duża, żeby zrobić dobre zdjęcie, tym bardzie, że było jeszcze zbyt ciemno.
Promienie wschodzącego słońca zalały złotem łąkę. Ależ byłoby zdjęcie, gdyby sarny były bliżej!
Na szczęście zlitowały się gąsiorki, które nadleciały niewiadomo skąd i przysiadły jakieś 20 m od czatowni. Szału nie ma, ale może chociaż będę miał taki zdjęcia na otarcie łez.
Sarny po krótkiej gonitwie postanowiły odpocząć, co wcale nie pomogło w ich fotografowaniu. Zdecydowałem więc zwinąć cały majdan, co wzbudziło pewne zaciekawienie saren. A ja uznawszy, iż - nie chce góra przyjść do Mahometa… - zastawiłem wszystko poza aparatem, podkradłem się do zwierząt.
Po zrobieniu kilka zdjęć, zawróciłem i… natknąłem się na młodego koziołka, który sam zaskoczony, kilka razy mnie obiegł, mrugnął okiem i czmychnął.
Po drodze spotkałem jeszcze jednego gąsiorka i szczygła zajętego wyskubywaniem nasion ostu. A morał z tego taki, że następnym razem wezmę sobie stołek i usiądę na środku łąki. Jak który będzie chciał fotkę, to sam przyjdzie.

You may also like

Back to Top